Bieszczady - lipiec 2020 r.
W tym roku zgodnie z założeniami wykonaliśmy plan pod nazwą „Bieszczady”. Po raz pierwszy jechaliśmy składem 8-osobowym, bowiem pojawił się w naszej grupie nowy członek, choć stary dobry znajomy, Jerzy G. Wiedzieliśmy, że jest motocyklistą bardzo doświadczonym i tak jak się spodziewaliśmy, okazał się również dobrym kompanem. Na uwagę zasługuje fakt, że pięciu z nas zmieniło przed sezonem motocykle. Zaczęło się od Zdzisława, który już w zeszłym roku przebąkiwał o takim zamiarze, natomiast pozostali, a więc Kuba, Zbyszek, Roman i ja zadziałaliśmy pod wpływem chwili. Wszyscy zamieniliśmy maszyny na większe i cięższe. Wspólnie ustaliliśmy, że pojemność skokowa silnika każdego nowego motocykla ma być dla jego właściciela wyznacznikiem pojemności oczekiwanego przez pozostałych, a niezbędnego w tych okolicznościach poczęstunku. Jak zwykle pomysł się sprawdził. Po raz pierwszy też zmieniliśmy sposób organizowania noclegów, co było wymuszone pandemią koronawirusa. Otóż oprócz tradycyjnie rezerwowanego z wyprzedzeniem pierwszego noclegu (w tym przypadku w Kazimierzu Dolnym), zabukowaliśmy kolejne trzy noclegi w Lesku, zakładając że dopiero od piątego dnia zaczniemy w tym względzie improwizować. Jak się okazało w praktyce, stosunkowo niewielki i skoncentrowany obszar, który zamierzaliśmy spenetrować sprzyjał takiej strategii. Ale po kolei…
Wyjechaliśmy 18 lipca ok. 8.00 tradycyjnie już spod domu Jurka.