Ściana Wschodnia - sierpień 2019 r.
Ściana Wschodnia - sierpień 2019 r.
W tym sezonie zrealizowaliśmy projekt: „Ściana Wschodnia”, który był przewidziany na zeszły rok, ale z powodu niekorzystnej pogody został odwołany. Można powiedzieć, że plan wykonaliśmy w ponad stu procentach. Wyjazd całej 7-osobowej grupy nastąpił spod domu Jurka 10 sierpnia o godz. 8.15.
Trasa wiodła przez Uniejów, Łask, Piotrków Trybunalski, Kielce, Opatów do Sandomierza, gdzie mieliśmy zarezerwowany pierwszy nocleg. Na wniosek Jurka zjechaliśmy nieco z trasy, żeby „zaliczyć” znaną manufakturę wraz z Żywym Muzeum Porcelany w Ćmielowie. Ze względu na późną porę zwiedzanie w tym dniu nie było już możliwe, więc umówiliśmy się z właścicielem na następny dzień. Udaliśmy się zatem do Sandomierza i po zakwaterowaniu w naszym lokum poszliśmy „w miasto”. Sandomierz to bardzo urokliwe miejsce, rozsławione ostatnio przez przemysł filmowy. Na ulicach mnóstwo turystów, knajpek, sklepów z pamiątkami. Po ok. 350-kilometrowej jeździe motocyklem bardzo chce się chodzić, więc pospacerowaliśmy do późnego wieczora, podziwiając architekturę, pięknie odnowione staromiejskie kamieniczki i atrakcyjne dziewczyny w stylizowanych na przedwojenne limuzyny elektrycznych pojazdach, którymi obwoziły po mieście turystów.
Następnego dnia udaliśmy się do Ćmielowa. Zgodnie z planem zwiedziliśmy Żywe Muzeum Porcelany. Oprócz bogatej ekspozycji wspaniałych wyrobów porcelanowych zapoznaliśmy się też ze skomplikowanym procesem ich produkcji oraz z historią fabryki. Miejsce godne polecenia.
Kolejnym punktem na trasie był Biłgoraj, gdzie zwiedziliśmy Zagrodę Sitarską. To ok. 200-letni zabytkowy domek wraz z budynkami gospodarczymi usytuowany między współczesnymi blokami mieszkalnymi. Na pierwszy rzut oka wygląda, jakby został tam „wstawiony”, a jest odwrotnie. To nowe osiedle wybudowane zostało wokół tego zabytku. Można tu było zobaczyć stare narzędzia i inne przedmioty z okresu kiedy rozwijały się na tym terenie tradycje produkcji sit.
Z Biłgoraju pojechaliśmy do Zwierzyńca, miasteczka nad Wieprzem u progu Roztoczańskiego Parku Narodowego, znanego głównie z barokowego Kościoła Na Wodzie. To obiekt położony bardzo malowniczo na jednej z wysepek sporego stawu, do którego prowadzi mostek. Niestety kościół był zamknięty, więc w towarzystwie sporej ilości turystów mogliśmy podziwiać go tylko z zewnątrz.
Jeszcze tego samego dnia trafiliśmy do Szczebrzeszyna, rozsławionego wierszem Jana Brzechwy o chrząszczu. Ten najbardziej znany mieszkaniec miasta doczekał się tu nawet pomnika, przy którym zrobiliśmy sobie sesję fotograficzną. Jurek zaprowadził nas do galerii znanego artysty malarza Stanisława Karpowicza, u którego zakupił do swojej kolekcji olejny obraz przedstawiający zimowy pejzaż.
Po spożytym na rynku obiadku udaliśmy się do Zamościa. Wcześniej Kuba, jak zwykle w kilka chwil, znalazł przy pomocy swojej komórki nocleg w tym pięknym mieście. Mieliśmy szczęście, gdyż spacerując po starówce trafiliśmy na koncert znanego jazzmana Włodka Pawlika. Przez ponad godzinę delektowaliśmy się na świeżym powietrzu wspaniałą muzyką na żywo i zasłużonym zimnym piwkiem. Takie chwile pamięta się długo. Następnego dnia przy pięknej pogodzie i w towarzystwie uroczej pani Agnieszki zwiedzaliśmy miasto z pokładu jej żółtego meleksa, którym zawodowo obwozi turystów.
Kolejnym przystankiem był Hrubieszów, najbardziej na wschód położone miasto w Polsce, zwane Miastem Trzech Kultur. Tu zwiedziliśmy Muzeum im. St. Staszica z bardzo różnorodnymi ekspozycjami. W Hrubieszowie urodzili się m.in. Bolesław Prus i nieżyjący od 12 lat prof. Wiktor Zin, autor programu telewizyjnego „Piórkiem i węglem”. W mieście widać, że pamięć o nim jest tu żywa. Na rynku stoi jego pomnik, a w muzeum znajduje się popiersie i drobne pamiątki. Na zapleczu rynku znajdują się tzw. sutki, czyli murowane kramy handlowe budowane na wzór orientalnych bazarów. Warto je zobaczyć bo to unikat w skali kraju. Pochodzą z początku XIX w.
W drodze do Zosina, najdalej na wschód Polski wysuniętej miejscowości napotkaliśmy miejsce, gdzie znajdują się obok siebie pomnik z tablicą upamiętniającą ofiary stalinowskiego reżimu, w czasach komunistycznych uznawane za bandytów spod znaku WiN (Wolność i Niezawisłość) i grób milicjantów, z którymi w tym miejscu stoczyli zbrojną potyczkę. Miejsce pobudzające do refleksji. W Zosinie, tuż przed przejściem granicznym z Ukrainą skręciliśmy na drogę krajową DK-816, tzw. „Nadbużankę”, która ciągnie się na północ przez ponad 160km w bezpośrednim sąsiedztwie rzeki Bug aż do Terespola. Jakość tej drogi pozostawia wiele do życzenia, a więc tempo jazdy znacząco spadło. Sprzyjało to obserwacji nadbużańskich krajobrazów, zabudowań i roślinności. Uwagę zwracała spora ilość bocianów. Niemal na każdym słupie miały swoje gniazdo. Niektóre spacerowały po okolicznych łąkach, czy wręcz po wiejskich podwórkach.
Pierwszym większym miasteczkiem na tej urozmaiconej trasie była Włodawa, lecz zanim do niej dotarliśmy odwiedziliśmy nazistowski obóz zagłady w Sobiborze, gdzie hitlerowcy wymordowali ok. 180 tysięcy Żydów. Niestety z powodu prac remontowych obiekt był nieczynny dla zwiedzających, ale mimo to pospacerowaliśmy po terenie, przy okazji spotykając wycieczkę młodzieży z Izraela. Wrażenie robiła głównie rampa kolejowa na końcowym odcinku torów kolejowych, po opuszczeniu której więźniom pozostawało tylko kilkanaście minut życia.
Tuż przed Włodawą jest tzw. trójstyk graniczny, czyli miejsce gdzie spotykają się granice trzech państw: Polski, Ukrainy i Białorusi. We Włodawie postanowiliśmy przenocować. Wieczorem zaczęło rzęsiście padać. Rano pogoda się poprawiła, więc poszliśmy na spacer. Dotarliśmy do wodowskazu, znanego z radiowych komunikatów o stanie wód na Bugu. Poziom wody w tym dniu wynosił 85cm. Na miejscu spotkaliśmy grupę kajakarzy z Wrocławia. Obejrzeliśmy ponadto synagogę i kilka pomników poświęconych pamięci bojowników poległych w powojennej walce z reżimem komunistycznym.
Przed południem wyruszyliśmy w dalszą drogę wzdłuż Bugu. Minęliśmy Sławatycze i dotarliśmy do Jabłecznej, gdzie w towarzystwie niezwykle sympatycznego i chętnego do dzielenia się informacjami zakonnika zwiedziliśmy Monaster Św. Onufrego, zespół klasztorny z XIX w., jeden z najważniejszych ośrodków prawosławia w Polsce.
Następnie był Kodeń, siedziba rodu Sapiechów ze znanym Sanktuarium Maryjnym, które wrażenie robiło już z daleka. W Kostomłotach zwiedziliśmy prawdopodobnie jedyną na świecie parafię obrządku bizantyjsko-słowiańskiego, zwanego neounickim. Minęliśmy Terespol i znacznie już lepszą drogą dotarliśmy do Janowa Podlaskiego. To miejsce znane na całym świecie z hodowli wspaniałych koni. Byliśmy świadkami jak spore ich stado galopowało po wybiegu. Zastanowiło nas tylko, w jakim celu wzdłuż głównej alei stadniny rozwieszone były na drzewach dziesiątki wielkich zdjęć ilustrujących udział polskich żołnierzy w drugiej wojnie światowej. Dziwne!
W drodze do Drohiczyna, gdzie tym razem wypadł nocleg, trafiliśmy w miejscowości Gnojno na usytuowany na sporej skarpie punkt widokowy na Bug. W tym miejscu kręcono niektóre sceny do filmu „Nad Niemnem”. Drohiczyn jest miastem malowniczo położonym nad zakolem Bugu, który nieco wcześniej oddalił się od granicy i skierował na zachód. Przed kolacją, popijając piwko podziwialiśmy z Góry Zamkowej wspaniały, rozległy widok na rzekę. Rano zwiedziliśmy bogatą ekspozycję zabytkowych motocykli w miejscowym muzeum. Niestety w tym dniu pogoda się pogorszyła i zaczęło padać, co dla motocyklisty nigdy nie jest dobrą informacją. Mimo wszystko postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę.
Mocno przemoczeni dotarliśmy do Siemiatycz i położonej nieopodal Góry Grabarki, najświętszego miejsca dla wyznawców prawosławia w Polsce. Oczywiście weszliśmy na to wzniesienie, gdzie obok niewielkiej cerkiewki znajdują się tysiące wotywnych krzyży prawosławnych przyniesionych przez pielgrzymów. Ich ilość i różnorodność robią duże wrażenie.
Jadąc nadal w deszczu dotarliśmy do Hajnówki i Białowieży, gdzie zwiedziliśmy rezerwat pokazowy żubrów. Byliśmy tak przemoczeni, że niewiele różniliśmy się od tych szlachetnych zwierząt. W rezerwacie spotkać można było też wilki, łosie, sarny i inne zwierzęta. Choć w planie na ten dzień było dotarcie do Białegostoku, ze względu na pogodę musieliśmy odpuścić. Kuba znalazł nocleg w pobliskiej wiosce Budy. To prawie koniec świata, dalej nie było już żadnej drogi, ale miejsce urokliwe, ludzie gościnni. Miło spędziliśmy wieczór w miejscowej restauracji, susząc co i jak się dało. Na szczęście rano zaświeciło słońce i w dobrych humorach wznowiliśmy zwiedzanie okolicy. Odwiedziliśmy dworzec Białowieża Towarowa z Restauracją Carską wraz z apartamentami w wieży ciśnień i w oryginalnych, zabytkowych carskich wagonach.
W Kruszynianach zwiedziliśmy najstarszy w Polsce, wybudowany w XVIII w. drewniany meczet tatarski oraz unikatowy w skali kraju zabytkowy Cmentarz Muzułmański. W Krynkach dwukrotnie z fasonem objechaliśmy ponoć największe w Polsce, 12-wjazdowe rondo i skierowaliśmy się na zachód w stronę Białegostoku. Po drodze przeżyliśmy chwilę grozy, kiedy to kilkadziesiąt metrów przed nami przebiegł przez szosę potężny jeleń. Na szczęście skończyło się na strachu. Następnie odwiedziliśmy Supraśl, gdzie podziwialiśmy piękny monaster wraz z cerkwią oraz prace miejscowego artysty malarza wystawione bezpośrednio na ulicy.
W Białymstoku zameldowaliśmy się wczesnym popołudniem, więc było sporo czasu na długi spacer. Większość z nas była w tym mieście po raz pierwszy. Centrum bardzo ładne, tętniące życiem, na ulicach mnóstwo ludzi. Najbardziej imponującym obiektem jest wspaniały, późnobarokowy zespół pałacowo-ogrodowy, dawna siedziba Branickich, zwana podlaskim Wersalem. W jednym ze staromiejskich lokali urządziliśmy sobie nieco bardziej uroczystą kolację niż zwykle. Następnego dnia udaliśmy się do Muzeum Podlaskiego, gdzie zaopatrzeni w audioprzewodniki podziwialiśmy wspaniałą kolekcję malarstwa polskiego. Nazwiska autorów prac bardzo znane i cenione. Myślę, że była to przysłowiowa „wisienka na torcie” naszych wrażeń estetycznych.
Dalsza trasa prowadziła przez znane z „Trylogii” Henryka Sienkiewicza Rzędziany do klimatycznego Tykocina, często zwanego barokową perłą Podlasia, miasta o bogatych, głównie żydowskich tradycjach. Nad rynkiem dominuje potężna fasada barokowej świątyni, a na pobliskim skwerku stoi drugi po Kolumnie Zygmunta w Warszawie najstarszy pomnik świecki w Polsce, prezentujący Hetmana Stefana Czarnieckiego. Miasto stanowiło plenery dla kilku filmów.
Kolejnym przystankiem było Jedwabne, gdzie 10 lipca 1941r. doszło do bestialskiego mordu na miejscowych Żydach, dokonanego przez współmieszkańców pobliskich wiosek, za przyzwoleniem i aprobatą niemieckich okupantów. Okoliczności tego zdarzenia przez dziesięciolecia owiane były tajemnicą. Nie po raz pierwszy okazało się, że historię starają się pisać ci, którzy są aktualnie przy władzy. Tu po raz drugi spotkaliśmy kilka autokarowych wycieczek z Izraela. Widać, że w tym kraju bardzo dba się o zachowanie pamięci po przodkach i ich tragicznej historii.
Z Jedwabnego udaliśmy się przez Łomżę i Ostrów Mazowiecką na południe. Ostatnim punktem naszego programu był Jeruzal, miasteczko gdzie kręcono kultowy serial „Ranczo”. Ponieważ robiło się już późno, trzeba było zorganizować nocleg. Niestety w tym przypadku musieliśmy nieco zboczyć z trasy, gdyż najbliższe spanie możliwe było w Siedlcach. Tak czy owak nazajutrz znaleźliśmy się niemal jak na planie filmowym. Centralny plac, kościółek, przystanek, plebania, szkoła, apteka, sklep „U Krysi” i przede wszystkim legendarna ławeczka. Wszystkie obiekty niczym wyjęte z ekranu telewizora. Tu, w filmowych Wilkowyjach zrobiliśmy chyba najwięcej zdjęć podczas całej podróży. Tu właściwie nasza przygoda się kończy. Do domu pozostało ok. 300km, które zaliczając po drodze Warszawę, spokojnie przejechaliśmy.
Łącznie nasza trasa wyniosła ok. 1900km. Zważywszy na to, że nasza motorsowa grupa jest dość liczna, trasa była dość długa i wyprawa trwała dość długo, cieszymy się że obyło się bez awarii i innych niechcianych przygód. Tego będziemy się trzymać także podczas kolejnych wyjazdów!
Jedną z propozycji na przyszły rok są Bieszczady…
Tekst - Mariusz O. "Niania"
Redakcja całości - Kuba O. "Synek"